piątek, 29 września 2017

The Paris coat // Płaszcz paryski

Dear Readers,

Drodzy Czytelnicy,


   

     I have been very quiet for the last few weeks. It was all due to the sewing marathon that I had planned to prepare for my Paris trip. As soon as I've heard there's going to be a major Dior haute couture exposition, I booked the tickets (especially since I'm still mad at myself for missing the L'ouvre du noir with Balenciaga ensembles, even if it was due to the financial reasons).


     ostatnie parę tygodni to cisza w eterze z mojej strony - wszystko z racji szyciowego maratonu, który miał za zadanie przygotować mnie na Paryż. Jak tylko zobaczyłam, że planowana jest wielka wystawa haute couture Diora, od razu kupiłam bilety (zwłaszcza, że z powodów budżetowych musiałam ominąć L'oeuvre du noir z Balenciagą, za co do tej pory jestem na siebie bardzo, bardzo zła).







    I knew that I had to make a coat as it's the most important piece of a travel wardrobe; not only due to the fact that it keeps you warm and cozy in a plane or during long walks, but also because a good coat is the simplest and quickest style statement you can make, covering all the in-between clothing beneath.

     Wiedziałam, że najważniejszy w szyciowych planach na podróż jest płaszcz; ma on podwójne zadanie otulania ciepłem w samolocie czy podczas długich pieszych wycieczek, jak również bycia najszybszym i najprostszym sposobem na >dobrze poukładany< wygląd, chowając części pozostałej garderoby pod sobą.


      


     I have bought this beautiful wool because of its outstanding deep red shade. Since it's boiled and pressed it was easy to work with, with no fraying and bulky seams (it responded really well to severe beating with a tailor's clapper;) ). When I got my hands on Marfy 1961 I knew I had a match and a trip to Paris was a perfect excuse to sew it up. I had a feeling the deep red would photograph well on the beige background of the City of Lights.


     Kupiłam tę piękną wełnę ze względu na jej odcień głebokiej czerwieni Jest to prasowany flausz, więc praca z nim była prosta; nie strzępił się, nie był zbyt gruby na szwach, dając się dobrze spłaszczyć pod wpływem bezlitosnych ataków clapperem ;). Gdy znalazłam wykrój Marfy 1961, wiedziałam, że mam dobry zestaw, zwłaszcza, że wyjazd dawał mi idealny pretekst do rozpoczęcia prac nad szyciem. Miałam przeczucie, że szkarłat wełny będzie się dobrze fotografował na tle beżu Miasta Świateł.




     It was my first time working with a Marfy pattern. Since it has no instructions, I had made a muslin prior to cutting the wool; the pattern was so well drafted and marked that it turned out to cause no assembly problems, but thanks to the trial run in cheap cotton I could determine which details I would change.


      Pierwszy raz szyłam z wykrojem od Marfy. Ze względu na to, iż firma ta nie dodaje instrukcji do swoich projektów, wykonałam próbkę płaszcza zanim przystąpiłam do ciachania wełny. Na szczęście wykrój był tak dobrze rozrysowany i oznaczony, że poskładanie całości nie było żadnym problemem, natomiast próbka z taniej bawełny i tak okazała się bardzo przydatna, gdyż mogłam na niej wyróbować kilka modyfikacji projektu.






     The coat was beautifully drafted, with a spectacular collar, interesting front shaping and -last but not least - the best-fitting sleeve that I have worked with. My modifications included lengthening the garment to make it more 1950s-appropriate, changing the collar gathers to small pleats, adding rows of topstitching, removing pockets and putting and emphasis on the sleeves by accentuating the cuffs.
I decided to interface the collar with a double row of silk organza strip to support the pleats; the rest of the collar is left soft, allowing the natural wool draping qualities to stand out. The shoulder and armhole seams are strengthened by a twill tape, with a self-fabric sleeve heads. The front openings and cuffs are sewn with a strong, thin canvas padstitiched inside. The hem and the facings are catchstitched and all is covered by lining; coat fastens with 4 lining-covered snaps. The viscose lining was put in all by hand, but the fabric is too fragile and I already know I'll have to rip it out and replace it.

Plase stay tuned as I have many new sewing projects to show you :-)


     Płaszcz był perfekcyjnie rozrysowany, przyciągając uwagę spektakularnym kołnierzem, ciekawym sposobem uformowania przodu oraz - co wymaga podkreślenia - najlepiej dopasowanym rękawem, z jakim do tej pory pracowałam. Moje modyfikacje obejmowały wydłużenie płaszcza, by był bardziej dopasowany długością do ubrań z lat 50; zmianę marszczenia przy kołnierzu na drobne plisy; dodanie rzędów stębnowania; pozbycie się kieszeni i podkreślenie rękawów poprzez wyeksponowanie mankietów. Kołnierz wzmocniłam podwójną warstwą jedwabnej organzy, jednak tylko w okolicy plis; reszta kołnierza pozostawiona jest >na miękko<, by podkreślić naturalne właściwości drapujące wełny. Szwy ramion i podkroju pachy wzmocniłam diagonalnie plecioną bawełnianą taśmą (twill tape), dodałam też wełniane sleeve heads. Przód i mankiety wzmocnione są sztywnym, cienkim płótnem, które zostało wszyte padstitchem. Odszycia i podłożenie są zakotwiczone catchstitchem, a całość przykryta jest podszewką; płaszcz zamyka się na 4 zatrzaski, które powlekłam materiałem podszewkowym. Całość wszyłam ręcznie, jednak już widzę, iż wiskoza podszewkowa jest zbyt delikatna - będę ją musiała wypruć i zastąpić czymś mocniejszym.


Wkrótce kolejne posty z nowymi projktami, zapraszam do śledzenia bloga :-)






All the photos were taken by my Husband.
Wszystkie zdjęcia autorstwa rudzikowego Męża. 

6 komentarzy:

  1. Wspaniały płaszcz! Bardzo lubię też jego kolor - taka soczysta czerwień. Wyglądasz w nim olśniewająco!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Just gorgeous. I love the collar on this, the wool lends itself well to it! And I couldn't agree more, Marfy sleeves are divine :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Płaszcz krojony na Paryż, ale jak patrzę na ten kołnierz, to myślę, że idealnie sprawdzi się w rodzimych zimowych warunkach :) A i kolor doda trochę życia do czarno-białej rzeczywistości ;)
    Garderobę na wyjazd odszyłaś bezbłędnie! Wyglądasz jakbyś wyszła z tego banera wystawy Diora, koło którego stoisz. Bardzo się cieszę, że wyjazd się udał :)
    Mam oczywiście pytanie techniczne ;) Skąd bierzesz wełniane sleeve heady? Zamawiasz, kupujesz lokalnie, czy wykorzystujesz resztki? Pytam, bo po patchworkach zostaje mi sporo ścinków bawełnianej ociepliny i wydaje mi się, że mogłyby się dobrze sprawdzić w tej roli. Jak chcesz mogę Ci podesłać do testów ;)
    Reasumując, bardzo gratuluję Ci tego płaszcza. Sporo pracy w niego włożyłaś, ale wygląda jak zwinięty z paryskiej wystawy. No i ten kołnierz z podwójną organzą w środku <3 Majstersztyk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję! Wełniane sleeve heady robię z resztek (np. z puchatego flauszu), ale bawełniana ocieplina to pomysł wart sprawdzenia. :>

      Usuń