Dear Readers,
I have to apologize for such a long silence. Hopefully I'll be back to blogging on a regular basis; today I want to show you my newly made housecoat. It's a type of garment that fell out of favour in modern world; it's a real pity, as more and more women tend to dress frumpy in the intimacy of their homes. Before you send me into a blog oblivion for voicing such an opinion, let me state one thing. I understand the need for comfort, I really do-but do yourself a favour and on a day off try putting on satin lounging pyjamas instead of sweatpants and observe how much better you feel about yourself. In his "Little Dictionary of Fashion" Dior stressed the importance of feminine house wear on the morale and there's little to add to such a truthful opinion. I feel that we should dress up especially at home, because it's the place we share with the loved ones, which are far more important than random people on the street.
Drodzy Czytelnicy,
muszę przeprosić Was za tak długą blogociszę. Mam nadzieję, ze uda mi się powrócić na stałe i regularne wpisy.
Dziś chciałam zaprezentować Wam mój nowy housecoat (czy ktoś zna dobry polski odpowiednik tego słowa? Nie jest to-o zgrozo-podomka, nie jest to szlafrok...); ten element garderoby w dzisiejszym świecie wypadł już z obiegu. Szkoda, że coraz więcej kobiet ma tendencję do niechlujnego ubioru w zaciszu domowego ogniska; zanim za tę opinię powiesicie na mnie psy, a blog wyrzucicie z zakładek, pozwólcie mi powiedzieć jedną rzecz. Rozumiem potrzebę komfortu, naprawdę rozumiem, ale mam pewną propozycję-zróbcie sobie przysługę i w wolny dzień zarzućcie na siebie satynowe lounging pyjamas(znów brak polskiego odpowiednika!) zamiast dresów i zobaczcie, o ile Wam lepiej ze sobą. W swoim "Little Dictionary of Fashion" Dior podkreślał ważność wpływu kobiecego ubioru "po domu" na samopoczucie i trudno mi się z nim nie zgodzić. Uważam, że to właśnie w domu powinniśmy dbać o wygląd-w końcu to miejsce, które dzielimy z bliskimi. Ważniejsze jest dobrze wyglądać dla nich, a nie dla przypadkowych ludzi na ulicach.
I have chosen a tried-and-tested pattern from the 60s-Style 1404. My previous housecoat(which I have worn to shreds) was also made form 1404. I went for a three-quarter length sleeves and full length of the garment itself.
Side note: since this was at-home photo shoot, my husband suggested that I should behave naturally; hence the smoking and the drinking as I smoke and drink shamelessly-if you're bothered by things like this, it's better you leave this blog entry. Thank you.
Wybrałam stary i sprawdzony wykrój z lat 60-Style 1404. Mój poprzedni housecoat, ktróy zanosiłam na śmierć, także był szyty z tej koperty. Do obecnego wybrałam rękawy 3/4 i długość do ziemi.
Uwaga na marginesie: w związku z tym, że zdjęcia robiliśmy w domu, mąż zaproponował, że mam się zachowywać naturalnie; a że naturalnie bezwstydnie palę i piję, to robię to też tutaj. Jeśli macie nadwrażliwość na takie rzeczy, najlepiej będzie, jak klikniecie krzyżyk w prawym górnym rogu przeglądarki. Dziękuję.
The fabric chosen for this project had to be both warm, comfortable and feminine; fortunately, I have found some soft, boiled grey wool fused with black lace. It was easy to work with, didn't fray much and gave some much needed body to the pattern. I thought it would be a good idea to highlight the cuffs and skirt opening by cutting them on the fabric border, where a little strip of lace-less(is that a word?) wool was visible. All of the seam allowances were overcasted by hand and then stitched down to the main pieces; I also strengthened the armscye, the waist, the hem and the collar seam allowances with cotton bias binding. The housecoat was to close by a tie-belt, but to make it more secure and put together I added 3 black snaps.
Materiał, który wybrałam, miał za zadanie być ciepły, wygodny i kobiecy. Udało mi się upolować mięciutki wełniany flausz, który by klejony z czarną koronką. Wygodny w szyciu, nie strzępił się, potrafił nieźle utrzymać strukturę. Pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby zaakcentować mankiety i brzeg spódnicy, krojąc je przy brzegu tkaniny, gdzie koronka się dopiero zaczynała.
Zapasy szwów obrzuciłam ręcznie i przyszyłam je do głównych części wykroju; zapasy pach, kołnierza, talii i podszycia wzmocniłam dodatkowo bawełnianą taśmą ze skosu. Housecoat miał się zamykać tylko wiązanym paskiem, ale dla porządniejszego wyglądu doszyłam jeszcze 3 czarne zatrzaski.
Let me know if you're joining my quest to bring back glamorous house wear ;>
Czy dołączacie do mojej misji przywrócenia szykownej wygody w domu? ;>
Czyli jednak nie podomka :D Fakt, że to określenie kojarzy się z takim strasznym fartuchem domowym z czasów PRLu...
OdpowiedzUsuńJa muszę przyznać szczerze, że zimę przeżyłam w czym popadnie, żeby tylko było ciepło. Głównie w dresie i polarkowej piżamie. Latem to nawet czasem lubię gotować w szpilkach, ale ostatnio wszystko co się dzieję dookoła jest tak bardzo poza moją kontrolą, że o ładnym stroju nawet nie chce mi się myśleć :/ Planuję to oczywiście kiedyś naprawić, tymczasemal alklohol w domowych pieleszach jak najbardziej. My akurat nie palimy, ale nadrabiamy ilością procentów...
Płaszczyk (?!) wyszedł obłędny. Miałam pytać jak naniosłaś koronkę na flauszyk, ale znalazłam odpowiedź w poście. Bardzo elegancko wyglądasz, zwłaszcza z tym drinkiem w dłoni! :)
Muszę też z zazdrością przyznać, że jestem fanką tych cegiełek na ścianie i oczywiście pięknych foteli! Wszystko tak ładnie pasuje na tych zdjeciach - jestem zachwycona <3
Pozdrawiam
Wera