niedziela, 19 sierpnia 2018

In black and white // Jak czarno na białym

Dear Readers,

it seems that half of the sewing blogosphere is occupied with making the #113 dress from the July issue of Burda magazine. No wonder; the dress has a 1960s-inspired, light and summery silhouette, it also gives many possibilities of fabric choice and mixing. I especially love the interesting neckline detail. I decided to sew it as a part of a private sew-along with the talented Wera (her version is beautiful and for now you've got to take my word for it ;) ).  I decided to sew it up in a boldly printed black and white cotton sateen, along with black piping (but only on seam lines I wanted to emphasize) and white cotton batiste bodice lining (put in by hand). I understitched the facings and for fastening I chose the lapped zipper (matching the thread colour with the black and white fabric pattern) plus a hook-and-eye. The dress is hemmed by hand and all the seam allowances are pinked. I made my usual adjustments (FBA, shortening of the back, overall elongating); aside from these I had no problem with the dress whatsoever. Without further ado, here it  is:


Drodzy Czytelnicy,

zdaje się, że połowa krawieckiej blogosfery zajęła się szyciem modelu 113 z lipcowej Burdy. Nic dziwnego; sukienka ma lekką, wakacyjną linię w stylu lat 60, daje też wiele możliwości doboru i mieszania materiałów. Najciekawszym detalem sukienki jest nietypowy dekolt.
Sukienka powstała jako część sew-along z Werą (jej wersja jest piękna, ale póki co musicie mi uwierzyć na słowo:) ). Sukienkę uszyłam z czarno-białej bawełnianej satyny w wyrazisty wzór. Dodałam też czarną wypustkę(ale jedynie na liniach szwów, które chciałam wyeksponować) a podszewkę górnej części sukienki wykonałam z białego batystu (została wszyta ręcznie). Zrobiłam understitch (polski odpowiednik?) na odszyciach, a na zapięcie wybrałam zamek pod zakładką (dopasowując kolory nici i wzór materiału) i haftkę. Sukienka jest podszyta ręcznie, a wszystkie zapasy szwów są przycięte w zygzak.
Wykonałam moje standardowe poprawki na wykroju (FBA, skrócenie linii pleców, wydłużenie sukienki); poza nimi nie miałam żadnych problemów z tym modelem. Więc bez zbędnej zwłoki, rvdzik prezentuje:












piątek, 15 czerwca 2018

Sunny-side up

Dear Readers,

I've sewn quite a few garments since my last post, but somehow they all ended up looking dowdy on me,...So to cheer things up, I went for a Burda mini skirt pattern combined with a yolk-colored cotton pique.



Drodzy Czytelnicy, 

od czasu ostatniego wpisu uszyłam całkiem sporo rzeczy, ale w pewien magiczny sposób wszystkie sprawiają, że wyglądam jak matrona...Więc dla rozweselenia na stół krawiecki trafiła mini z Burdy plus bawełniana pika w kolorze żółtka.



I got the fabric about 2 years ago as a small remnant - not enough for a dress, too stiff for a shirt, but nonetheless too beautiful to be laying in the fabric stash. The pattern comes from Burda Style 8/2012, #135. I wanted to do something simple and relaxing, so I skipped the muslin part and went on with fitting as I was sewing. The pattern itself is well drafted, simple, true to size yet charming, with a slight a-line and a pocket detail. I didn't have to make any big alterations, I only lengthened it by 1,5 in and slightly redrafted the pocket flap.



Materiał kupiłam około 2 lat temu, była to resztka z belki - za mało na sukienkę, za sztywny na koszulę, ale wciąż zbyt piękny, by chować się w materiałowej szafie. Wykrój zaś to numer 135 z Burdy 8/2012. Miałam ochotę na coś prostego i przyjemnego, więc nie szyłam próbki wykroju; zamiast tego mierzyłam i korygowałam w miarę tworzenia. Wykrój okazał się dobrze rozrysowany, prosty, zgodny z rozmiarówką i bardzo uroczy ze swoją linią w literę A oraz ciekawymi kieszeniami. Nie musiałam wprowadzać żadnych specjalnych zmian, jedynie wydłużyłam spódnicę (o 4 cm) i nieco zmieniłam klapki przy kieszeniach.




The fabric was a dream to work with (I adore pique - why there's so little of it in fabric stores?). Look at the detail photos - it has tiny polka dots woven into it. Lovely!
I top stitched all the seam allowances as the cotton wasn't fraying too much; the hem was finished by hand to make it invisible from the fabric's right side. The facing was understitched and catchstitched to the seam allowances.



Praca z tym materiałem to marzenie (uwielbiam pikę - czemu tak rzadko pojawia się w sklepach?). Spójrzcie na zdjęcia detali - materiał ma wyszyte groszki. Cudownie!
Ostębnowałam wszystkie zapasy szwów (bawełna jest gęsto tkana), podłożenie dołu wykonałam ręcznie, by było niewidoczne z prawej strony materiału. Odszycie podszyłam do jego zapasu szwów( by ładnie się układało do wnętrza spódnicy), po czym przyszyłam je dodatkowo do zapasów szwów na bokach.





I haven't worn skirt that short for many years, but I love this one so much it's not very hard to get used to. I think I'll make it in many more colors, but for now - enjoy the photos!









Już wiele lat nie nosiłam niczego w takiej długości, ale nową spódniczkę polubiłam na tyle, że ciężko mi się od niej odzwyczaić. Planuję ją uszyć w kilku kolorach, ale póki co - miłego oglądania zdjęć obecnej wersji!






niedziela, 1 kwietnia 2018

There's no place like home // Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Dear Readers,

I have to apologize for such a long silence. Hopefully I'll be back to blogging on a regular basis; today I want to show you my newly made housecoat. It's a type of garment that fell out of favour in modern world; it's a real pity, as more and more women tend to dress frumpy in the intimacy of their homes. Before you send me into a blog oblivion for voicing such an opinion, let me state one thing. I understand the need for comfort, I really do-but do yourself a favour and on a day off try putting on satin lounging pyjamas instead of sweatpants and observe how much better you feel about yourself. In his "Little Dictionary of Fashion" Dior stressed the importance of feminine house wear on the morale and there's little to add to such a truthful opinion. I feel that we should dress up especially at home, because it's the place we share with the loved ones, which are far more important than random people on the street.



Drodzy Czytelnicy,

muszę przeprosić Was za tak długą blogociszę. Mam nadzieję, ze uda mi się powrócić na stałe i regularne wpisy.
Dziś chciałam zaprezentować Wam mój nowy housecoat (czy ktoś zna dobry polski odpowiednik tego słowa? Nie jest to-o zgrozo-podomka, nie jest to szlafrok...); ten element garderoby w dzisiejszym świecie wypadł już z obiegu. Szkoda, że coraz więcej kobiet ma tendencję do niechlujnego ubioru w zaciszu domowego ogniska; zanim za tę opinię powiesicie na mnie psy, a blog wyrzucicie z zakładek, pozwólcie mi powiedzieć jedną rzecz. Rozumiem potrzebę komfortu, naprawdę rozumiem, ale mam pewną propozycję-zróbcie sobie przysługę i w wolny dzień zarzućcie na siebie satynowe lounging pyjamas(znów brak polskiego odpowiednika!) zamiast dresów i zobaczcie, o ile Wam lepiej ze sobą. W swoim "Little Dictionary of Fashion" Dior podkreślał ważność wpływu kobiecego ubioru "po domu" na samopoczucie i trudno mi się z nim nie zgodzić. Uważam, że to właśnie w domu powinniśmy dbać o wygląd-w końcu to miejsce, które dzielimy z bliskimi. Ważniejsze jest dobrze wyglądać dla nich, a nie dla przypadkowych ludzi na ulicach.





I have chosen a tried-and-tested pattern from the 60s-Style 1404. My previous housecoat(which I have worn to shreds) was also made form 1404. I went for a three-quarter length sleeves and full length of the garment itself.
Side note: since this was at-home photo shoot, my husband suggested that I should behave naturally; hence the smoking and the drinking as I smoke and drink shamelessly-if you're bothered by things like this, it's better you leave this blog entry. Thank you.



Wybrałam stary i sprawdzony wykrój z lat 60-Style 1404. Mój poprzedni housecoat, ktróy zanosiłam na śmierć, także był szyty z tej koperty. Do obecnego wybrałam rękawy 3/4 i długość do ziemi. 
Uwaga na marginesie: w związku z tym, że zdjęcia robiliśmy w domu, mąż zaproponował, że mam się zachowywać naturalnie; a że naturalnie bezwstydnie palę i piję, to robię to też tutaj. Jeśli macie nadwrażliwość na takie rzeczy, najlepiej będzie, jak klikniecie krzyżyk w prawym górnym rogu przeglądarki. Dziękuję.






The fabric chosen for this project had to be both warm, comfortable and feminine; fortunately, I have found some soft, boiled grey wool fused with black lace. It was easy to work with, didn't fray much and gave some much needed body to the pattern. I thought it would be a good idea to highlight the cuffs and skirt opening by cutting them on the fabric border, where a little strip of lace-less(is that a word?) wool was visible. All of the seam allowances were overcasted by hand and then stitched down to the main pieces; I also strengthened the armscye, the waist, the hem and the collar seam allowances with cotton bias binding. The housecoat was to close by a tie-belt, but to make it more secure and put together I added 3 black snaps.




Materiał, który wybrałam, miał za zadanie być ciepły, wygodny i kobiecy. Udało mi się upolować mięciutki wełniany flausz, który by klejony z czarną koronką. Wygodny w szyciu, nie strzępił się, potrafił nieźle utrzymać strukturę. Pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby zaakcentować mankiety i brzeg spódnicy, krojąc je przy brzegu tkaniny, gdzie koronka się dopiero zaczynała.
Zapasy szwów obrzuciłam ręcznie i przyszyłam je do głównych części wykroju; zapasy pach, kołnierza, talii i podszycia wzmocniłam dodatkowo bawełnianą taśmą ze skosu. Housecoat miał się zamykać tylko wiązanym paskiem, ale dla porządniejszego wyglądu doszyłam jeszcze 3 czarne zatrzaski.





Let me know if you're joining my quest to bring back glamorous house wear ;>
Czy dołączacie do mojej misji przywrócenia szykownej wygody w domu? ;>